Les Paul Studio AW
2013-09-27

Elegancka, śnieżna odsłona Epiphone'a Studio. Jest to wyjątkowa gitara, która posiada wszystko, co powinien mieć prawdziwy Les Paul za - uwaga - niewiarygodnie niską cenę.
Może to i mało istotne, ale czy pamiętacie, że Les Paul w latach 40. pracował dla firmy Epiphone, zanim jeszcze związał się z Gibsonem? To on wydzwaniał do szefów Gibsona, gdy pod koniec lat 50. z Epipho-ne'em nie było najlepiej, i to on namówił swojego kolegę, Teda McCarthy'ego (ówczesnego szefa Gibsona) na przyjęcie Epiphone'a pod swoje skrzydła, co okazało się z czasem doskonałym rozwiązaniem dla obydwu stron. Model Les Paul Studio pojawił się oczywiście najpierw jako Gibson i na początku lat 80. od razu zyskał sławę jednego z tych uniwersalnych modeli, który zachowując wszystkie podstawowe cechy epiphone'owskiego solid body, stał się wiosłem osiągalnym dla każdego szarego zjadacza chleba z amerykańskiej middle class. Tak, jest to wiosło budżetowe, ale fabryka z Kalamazoo nadała temu określeniu nową jakość, tym razem bowiem nie wiązało się to z potanianiem kosztem jakości wykonania czy brzmienia. Różnice w brzmieniu pomiędzy seriami Studio i np. Standard (o tych samych przetwornikach i drewnie) były tak subtelne, że nie warto było o nich dyskutować. Patent polegał po prostu na pozbyciu się zdobniczych i estetycznych detali, pozostawiając tylko to, co istotne dla brzmienia i komfortu gry. Nazwa Studio okazała się trafna, na tej gitarze niejedna gwiazda nagrała niejeden studyjny album i zagrała niejeden koncert. Do zdeklarowanych użytkowników Epiphone^ serii Studio należy jednak również Paul Landers z Rammstein, który paradoksalnie daje jedne z najlepszych show z tym pozornie zwykłym i nieatrakcyjnym wiosłem. Myliłby się znowu ten, kto sądziłby, że Studio to jedno i to samo wiosło w kilku kolorach. Designerzy potrafili zadziwić również tym „szarakiem", wypuszczając np. w 1996 roku model Gibson Les Paul Studio Limited Edition Gem Series Topaz, który jak na budżetówkę był dość ekskluzywny... W 2004 roku zdecydowano się na drobny kosmetyczny retusz wiosła, polegający na minimalnie cieńszym i przez to lżejszym korpusie oraz humbuckerach open-coil (bez puszki). Dzisiaj dzięki możliwości redukcji kosztów produkcji, mamy niebywały przykład dostępności prawdziwego kawałka gitarowej historii za śmieszne pieniądze, które każdy niemal licealista jest, jak sądzę, w stanie odłożyć w kilka miesięcy.